Dawno już wyrosłam w muzyki rodem z nurtu werterowskiego. Wręcz unikam takich utworów, wyznając filozofię, iż współczesnych Werterów nie potrzebujemy. Nadal pozostajemy narodem Winkelriedów i Wallenrodów. Z ogromnym sceptycyzmem chwyciłam więc po album Marty Bijan – “Melancholia”.