53 stopnie na północ i 18 na wschód – to zawsze dobry kierunek dla tych, którzy szukają muzycznych wrażeń. Drugi dzień X Bydgoskiego Festiwalu Wodnego pozostał więc jedynie (albo i aż) przypieczętowaniem dobrej wizytówki Bydgoszczy, jaką jest Ster na Bydgoszcz.
Już wcześniej pisałam o tym, że ogromnym wyzwaniem jest dobór artystów. Niejednokrotnie też było mi dane uczestniczyć w wydarzeniach plenerowych, które gromadzą tłumy. A tłum to dość nieznośna “kategoria” – niekiedy niewdzięczna, trudna do utrzymania w ryzach i opanowania. Szczególnie, jeżeli “tłumowi” proponuje się sztukę i artystów nieszablonowych, niejednokrotnie trudnych w odbiorze, takich, którzy zmuszą do myślenia w trakcie słuchania. Bo cóż innego można napisać o aranżacjach i kompozycjach Adama Sztaby, orkiestrowym wykonaniu oraz gościach dyrygenta: Justynie Steczkowskiej i Kubie Badachu?
Trudny to był koncert – ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pomimo plenerowych warunków – akustyka okazała się naprawdę dobra. A to ważne – bardzo ważne nawet, jeżeli wprowadza się na scenę tylu muzyków. Warunki – dla artystów bardzo niesprzyjające. Wiatr rozrzucał nuty i zapowiadał niemały sztorm na scenie. Ale pod sterem Adama Sztaby orkiestra płynęła spokojnie po kolejnych frazach muzycznych – nie zgubili się ani razu!
Wprowadzeniem do koncertu było bardzo komercyjne wejście, którego mam przesyt – intro z telewizyjnego show “Taniec z gwiazdami“. Ale dobrze, że Adam je przypomniał – tupnął nogą i udowodnił, że nawet w najbardziej komercyjnych projektach ma szansę zakiełkować niezwykle ciekawa idea. Dzieje się tak, kiedy w jednym miejscu i czasie spotykają się ludzie z potrzebą tworzenia.
To, co mnie zachwyciło, to swoisty flow nie tyle słyszalny, co wyczuwalny w aranżacjach Sztaby. Jest w tym nuta Horacjańskiego optymizmu. Zupełnie tak, jakby kompozytor chciał swoją pracą cytować rzymskiego poetę: “Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie…“. To wszechobecne Carpe Diem szczególnie słyszalne pozostało w dwóch wielkomiejskich kompozycjach: “Stranger in Moscow” oraz “Empire State of Mind“.
Nie zabrakło też tchnienia delikatności i beztroski – w jej najpiękniejszym, bo dziecięcym wydaniu. “Puszek-Okruszek” odzyskał swoją oryginalną moc!
Adam Sztaba bez wątpienia ma nietypowe, bo swoje podejście do muzyki. Pozostaje otwarty na różne tchnienia – inspirują go ciepłe i spokojne pasaty, zimne zawieje północy i tropikalne wichury. Wszystko przyjmuje, wszystkiemu się przygląda i przekuwa na swoje. Dlatego też w jego koncertowym show znajduje się cała gama wrażeń. I to co najważniejsze – świeżość i ciekawość dźwięków. Sztaba, jako aranżer, przyjmuje rolę filozofa. Nie przyjmuje utworów “ot tak” – jako pewnik, coś apriorycznego. On szuka, zadaje pytania, drąży i docieka do tego, co ukryte. Nie sposób nie dostrzec tego, jak mądrze, z rozmysłem, kreśli kolejne ścieżki po świecie dźwięków. Przechadzając się nimi można naprawdę sporo odkryć. A co?
Chociażby przestrzenność, która JEST obecna w duchu wielkiego miasta, na zatłoczonych, będących w ciągłym ruchu, żyjących w dynamicznym tempie ulicach największych metropolii (“Stranger in Moscow“, “Empire State of Mind“). Lub silnie żyjący, wciąż aktualny egzystencjalizm – ten, który króluje nad wszechobecnym konsumpcjonizmem, konformizmem i materializmem (“Po co ci to” – feat. Kuba Badach). Albo też mistycyzm, o którym tak często zapominamy, a który przynosi prawdziwe ukojenie w chaotycznym, nasyconym różnorodnymi sygnałami świecie – “Rosemary’s Baby“.
Nie ma co ukrywać, że kwintesencją koncertu okazali się zaproszeni goście. I tutaj przyznać muszę, że Kuba Badach doskonale wpisał się w indywidualną filozofię muzyki Adama Sztaby. Zaprezentował coś egzystencjalnego, manifest człowieczeństwa – “Po co ci to“. Zachwycił też sentymentalizmem – “San Francisco“, oraz liryzmem – “Im więcej ciebie tym mniej“.
Ale to nie wszystko. Łatwo dostrzec, że w całym koncercie Adam Sztaba zanurzał się w różnych obszarach codzienności (nie tylko muzyki!). Było i poważnie, i śmiesznie, melancholijnie i optymistyczne. Jednak Sztabie to za mało, aby móc mieć pewność, że dzierży w dłoniach całą kolorystykę dźwięków. Dlatego zaprosił Justynę Steczkowską – wraz z nią wprowadził na scenę subtelność i seksapil, kobiecą wrażliwość i niewyobrażalny wulkan energii. Justyna zaprezentowała swoje doskonale znane utwory – “Dziewczynę szamana“, “To tylko złudzenie” oraz “Boskie Buenos“.
I w zasadzie tyle. Bo w tym momencie Adam Sztaba uzyskał pełnię – przedstawił tak wiele różnych przestrzeni muzycznych, dotknął muzyką tak skrajnych, niekiedy opozycyjnych wobec siebie rewirów codzienności, że aż trudno to sobie wyobrazić. I wszystko w jednej, solidnej dawce – w koncercie tak pełnym, uporządkowanym, że aż trudno wyjść z podziwu. Ze mną po tym koncercie pozostaje jedno zasadnicze przemyślenie. Sztaba przypomniał mi jak wiele ciekawych kolorów, skrajnych emocji, różnych ludzi tworzy moją codzienność. Kto był – wie doskonale o czym piszę. Kogo zabrakło – niech żałuje!
SETLISTA:
I CZĘŚĆ KONCERTU:
1. Medley (Taniec z Gwiazdami, Bez ograniczeń, Smoke on the Water, Życie jest nowelą, Czterej pancerni)
2. Strannger in Moscow
3. Empire State of Mind
4. Puszek-Okruszek
5. Takie tango
6. Po co ci to? – feat. Kuba Badach
7. San Francisco – feat. Kuba Badach
8. Im więcej ciebie tym mniej – feat. Kuba Badach
9. Party in Simon’s Pants
10. Live and Let Die
II CZĘŚĆ KONCERTU:
1. Kule
2. Kulig
3. Rosemary’s Baby
4. Dziewczyna szamana – feat. Justyna Steczkowska
5. To tylko złudzenie – feat. Justyna Steczkowska
6. Boskie Buenos – feat. Justyna Steczkowska
7. Noce i dnie
8. James Bond Mix
9. Daj mi tę noc