Bardzo, ale to bardzo nie lubię tych wszystkich edycji “złotych”, “platynowych”, siakich i owakich. Są jak odgrzewane kotlety. Jednak Reedycja albumu “Jestem tu nowa” Ani Wyszkoni to nieco inna kwestia – zaskoczenie w kilku kwestiach. Materiał warty jest recenzji i poświęcenia mu kilku zdań.
Kiedyś “ubierała się na czarno”… – czyli koncert Ani Wyszkoni
Kiedy ją poznałam “ubierała się na czarno i lubiła śpiewać”. Nosiła martensy, a jej znakiem rozpoznawczym pozostawały wpadające w ciemny burgund włosy do ramion i niski, altowy, matowy głos. Nie było w niej wówczas nic niezwykłego – do czasu, aż weszła na scenę. Bo to właśnie stamtąd Ania Wyszkoni opowiadała najpiękniejsze historie.
Nie zatrzymujcie Łez, niech lecą…
Dzisiaj podejmuję się dość surowej oceny zespołu, który niegdyś był dla mnie całym muzycznym światem. Spoglądam na wieloletni dorobek Łez, jak również na solową karierę Ani Wyszkoni i Adama Konkola, i po prostu nie mogę uwierzyć w tak olbrzymią przepaść dzielącą artystów, którzy wyrastali na tych samych dźwiękach. Z ogromnym sentymentem wsłuchuję się w stare płyty Łez, ale to, co dzisiaj proponuje zespół, to nawet trudno nazwać. Ale może po kolei – bo będzie i o Łzach, i o Ani, i o Adamie…